Litwa w Polsce, czyli szykują się nowe warsztaty.

Opublikowane przez Robb Maciąg w dniu

Zawsze ciągnęło mnie na Wschód. Życie, przypadki które wykorzystałem i praca odkrywały przede mną Wschód daleki, ten za Uralem, za Kaukazem a nawet ten za Wielkim Murem.

Ale ciągnął mnie także Wschód za Wisłą i Bugiem. Nigdy nie wiedziałem skąd to się brało. Może z jakiejś romantycznej wizji spokoju jaki dostrzegałem odkrywając świat po tamtej stronie kompasu.
Kilka lat temu dowiedziałem się, że dziadek mojego ojca był Ukraińcem, a jego babcia, ale od strony mamy, była Litwinką. Nagle obudziła się we mnie na nowo ta tęsknota za wschodnim powietrzem, ale jakaś już taka inna. Jakaś taka … niemal genetyczna.

Własnie dlatego tak łatwo rozmawia mi się z pracującymi w Polsce Ukraińcami. Właśnie dlatego powoli odkrywam Litwę.
Właśnie w ramach tego odkrywania, postanowiłem już po raz drugi wybrać się do Puńska i odkrywać Litwę, ale tę leżącą w granicach Polski.
Wyjazd w tamte strony, gdzie tablice z nazwami wsi są dwujęzyczne, gdzie w gospodzie podaje się chłodnik z ziemniakami na oddzielnym talerzyku, a kiszkę ziemniaczaną w jelitach.

Puńsk, czy też Punskas, jak mawiają miejscowi, leży kilka kilometrów od Trakiszek – ostatniej stacji kolejowej przed wjechaniem na Litwę i dokładnie 760 kilometrów od mojego domu.

Tych „miejscowych” tu sporo. Coś koło 1000 Litwinów na 200 Polaków + proboszcz, który historycznie, tradycyjnie i zgodnie z edyktem Zygmunta III Wazy musi znać jeżyk litewski.
Jest jeszcze synagoga, spalona skorupa budynku, w niczym nie podobna do żydowskiej świątyni. Gdyby nie tablica informacyjna nawet nie zwrócił bym na nią uwagi. No i gdyby nie olbrzymie czerwone porzeczki rosnące na trawniku na tyłach budynku.

Stojąc na wprost kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcie NMP (msze tylko po litewsku), za bramą po prawej stronie, stoi niewielki, drewniany domek, którego dach, pokryty oryginalnie papą powoli obrasta mchem. Dodaje mu to nie tylko uroku, ale i ze 100 punktów robienia do dobrego wrażenia. To stara plebania, która dziś, pod opieką pani Anny i pani Anastazji („i kilku młodych, ale wie pan, oni jeszcze tak nie potrafią opowiadać”) pełni rolę muzeum.

Muzeum pełnego krajek, słomianych pająków, przecudownie wykonanych kraszanek i opowieści obu pań. („Tak, jesteśmy Litwinkami, ale przecież u nas w Puńsku to normalne”)

 

Skansen litewski

Skansen litewski

Krajki

Słomiany pająk

Krajki

ps. Tak, szykujemy warsztaty litewskie. Przecież to musiało się tak skończyć.